Ewa Stankiewicz , Marcin Przeciszewski 04-08-2010, ostatnia aktualizacja 04-08-2010 20:20
- Ten krzyż to tylko stan wyjątkowy - pisze dokumentalistka Ewa Stankiewicz. - Część wiernych podlega manipulacji politycznej w rzekomej obronie krzyża – twierdzi szef KAI Marcin Przeciszewski
Ewa Stankiewicz: Aby pamiętać
Ten krzyż to tylko stan wyjątkowy. Powinien trwać, póki Polska nie wyjdzie z zakrętu historii – pisze dokumentalistka Ewa Stankiewicz
Pod krzyżem ustawionym przed Pałacem Prezydenckim spotkałam katolików, Żydów i protestantów, których łączył patriotyzm. Zrozumiałam, że to, co dzieli Polaków, to nie krzyż, który jest znakiem pamięci i domaganiem się prawdy. Polaków dzieli kłamstwo i manipulacja. Bo choćby sprowadzenie tego konfliktu do sporu zwolenników i przeciwników rozdziału Kościoła od państwa jest manipulacją – większość ludzi, którzy opowiadają się po stronie krzyża, zgadzają się wszak z tym rozdziałem.
Podwójny rząd metalowych barier, który od wtorku oddziela Pałac Prezydencki od ulicy, tuż przed zaprzysiężeniem prezydenta nabiera symbolicznego znaczenia. Czego boi się władza? Z mediów możemy się dowiedzieć, że boi się garstki niezrównoważonych krzykaczy, szaleńców, którzy chcą zaprowadzić tutaj państwo wyznaniowe. Nie dowiemy się natomiast, że pod pałac “światła” część społeczeństwa wysyła w nocy minibusami grupy kilku, czasem kilkunastu bojówkarzy, którzy brutalnie atakują modlących się tam ludzi. Ale nie o tym chciałam pisać, bo to jest margines.
Ważniejsze jest to, co usłyszałam pod Pałacem Prezydenckim, w rozmowach z ludźmi – a było tam wiele ciekawych analiz obecnej sytuacji w Polsce, zaskakująco wnikliwych, czasem ryzykownych, ale bardzo interesujących spostrzeżeń. To tu dochodzi do wymiany poglądów, burzenia schematów, obnażania miałkości utartych sloganów uznawanych powszechnie za pewnik. I choć bywa nierzadko, że ludzie obrzucą się wzajemnymi oskarżeniami i rozejdą, to równie często ci, których dotychczas dzieliła ściana propagandy, strachu, agresji dochodzą do punktów wspólnych w myśleniu, a rozchodząc się, wyrażają wzajemny szacunek.
czytaj dalej
Marcin Przeciszewski: Znak jedności
Część wiernych podlega manipulacji politycznej w rzekomej obronie krzyża – twierdzi szef KAI
Dramatyczne i pełne nienawiści sceny, które rozegrały się przed Pałacem Prezydenckim 3 sierpnia, stanowią dowód, że krzyż w polskiej rzeczywistości wymaga stanowczej obrony. Nie dlatego, że ktokolwiek neguje prawo do istnienia krzyża w rzeczywistości publicznej – tak jak się to dzieje w Europie – ale ze względu na jawną instrumentalizację tego znaku w celach politycznych. To jest nasz polski problem i powinniśmy z tego wyciągnąć wnioski.
Krzyż jest znakiem męki Chrystusa i odkupienia. Z tego względu winien być otaczany modlitewnym szacunkiem. Nie może być znakiem rozpoznawczym zwolenników jednej partii przeciwko drugiej. W takiej sytuacji mamy do czynienia nie z obroną krzyża, lecz z próbą walki krzyżem.
Upolitycznienie sprawy krzyża jest gorszące. Ubliża krzyżowi i tym, których dotknęła tragedia pod Smoleńskiem. Wskazuje na chęć wykorzystania uczuć religijnych – i tradycyjnego, przypieczętowanego krwią przywiązania Polaków do krzyża – na potrzeby bieżącej walki politycznej. A takiej instrumentalizacji Kościół zawsze mówił stanowcze nie.
Z tego powodu metropolita warszawski wydelegował swych przedstawicieli do rozmów, których celem było rozwiązanie zaistniałej sytuacji. Nie dlatego, iż Kościół jest „stroną w sporze”, gdyż to nie Kościół stawiał ten krzyż, lecz w roli mediatorów, którzy mieli ułatwić porozumienie. Ich jedynym celem była obrona krzyża przed grożącą mu instrumentalizacją. Wypracowane w końcu lipca porozumienie umożliwiało uwolnienie krzyża od ulicznych sporów, zapewniając mu godne miejsce w świątyni oraz otoczenie modlitwą podczas pielgrzymki na Jasną Górę. Zawierało też gwarancję godnego upamiętnienia ofiar katastrofy pod Smoleńskiem, czego gwarantem stał się sam abp Kazimierz Nycz.
czytaj dalej
Rzeczpospolita
Wednesday, August 4, 2010
Subscribe to:
Post Comments (Atom)
No comments:
Post a Comment